Długi szpitala w Lesku na koniec ubiegłego roku sięgnęły 70 milionów, a strata 20 milionów. Przy rocznym kontrakcie z NFZ o wartości 55 milionów szans na wyjście na prostą nie widać, a co miesiąc zadłużenie wzrasta o kolejne półtora miliona.
Szpital w Lesku, jedyny w powiecie, to tylko podstawowe z punktu widzenia pacjentów oddziały: SOR połączony z OIOMem, chirurgia i interna, pediatria i rehabilitacja oraz ginekologia i położnictwo. Ten ostatni jest na skraju likwidacji, bo rodzi się tu za mało dzieci - 300 rocznie. Krytyczny, zdaniem dyrekcji, może być dla szpitala koniec stycznia. Wtedy mija ostateczny termin spłaty jednej z pożyczek. To 10 milionów złotych. To może oznaczać groźbę windykacji, kolejne, wyższe odsetki i wniosek o zablokowanie pieniędzy z NFZ-tu.
Lepiej, ale mimo restrukturyzacji ciągle bardzo trudno, jest też w sąsiednich Ustrzykach. Na ostatniej prostej jest nowy pawilon szpitala, który ma zapewnić nową jakość leczenia, ale przy 32 milionach kontraktu z NFZ rocznie, zobowiązania palcówki to ponad 25 milionów.
Oba szpitale od lat szukają sposobu wyjścia na prostą, ale mimo wsparcia samorządów przy rosnących kosztach i obecnych wycenach świadczeń, ciągle nie są w stanie sobie z tym poradzić. Stąd dzisiejsze spotkanie z nową wiceminister zdrowia i parlamentarzystami, którzy mają konkretne pomysły m.in. restrukturyzacji zadłużenia. Wczoraj wiceminister zdrowia odwiedziła szpital w Ustrzykach Dolnych, dziś w Lesku przez kilka godzin słuchała kolejnych informacji o problemach palcówek z finansami i wycenami procedur. Od szybkich decyzji w kwestiach wycen oraz restrukturyzacji zadłużenia zależy teraz przyszłość obu placówek i ich pracowników oraz bezpieczeństwo pacjentów z obu powiatów. Na poziomie lokalnym ciągle analizowany jest też pomysł konsolidacji szpitali w Lesku, Ustrzykach i Sanoku, co ma w efekcie doprowadzić do dalszego zmniejszenia kosztów ich funkcjonowania.