To rekonstrukcja przykładowych wydarzeń, jakich na początku września 1939 roku na terenie całego kraju było wiele. Tym razem niemiecki najeźdźca próbował zdobyć strażnicę kolejową i most na Wisłoku na przedpolach Tryńczy, gdzie stacjonowali polscy żołnierze. Grupy rekonstrukcyjne z Podkarpacia i Lubelszczyzny dały z siebie wszystko, by odwzorować w najmniejszych detalach tamte chwile.
Pasja i miłość do polskiej historii pociągają rekonstruktorów do drobiazgowego kompletowania mundurów, broni i żołnierskiego wyposażenia. Takim hobby zaszczepiają się od najmłodszych lat.
Niemiecki zwiad motocyklowy rozpoczął rekonstrukcję, potem wyjechały niemieckie pojazdy mechaniczne i opancerzone. Pod ogniem polskich karabinów i wystrzałów z granatnika niemiecki szturm został jednak spowolniony, a gdy Niemcy zebrali za linią ataku kolejne siły, na pomoc polskim żołnierzom przybyła kawaleria.
To była zwycięska dla Polaków potyczka, ale wrzesień '39 roku obfitował w porażki. Polacy przelewali krew w walce z nierównymi siłami wroga. Najpierw niemieckimi, potem sowieckimi. Dlatego pamięć bohaterów uczczono minutą ciszy. Do rekonstrukcji włączyły się gospodynie, które upiekły chleb i przyniosły mleko dla żołnierzy.
Zanim doszło do rekonstrukcji, kilkudziesięciu jej uczestników długo ćwiczyło swoje role, budowało okopy, stawiało prowizoryczne domy. Na pole bitwy ściągano wozy i pojazdy epokowe. Ten projekt wsparło ministerstwo obrony, a nad całością czuwał wójt gminy Tryńcza. Rekonstrukcja historyczna pod Tryńczą ściągnęła pod strażnicę kolejową tłumy ludzi. Zwłaszcza rodziny z dziećmi. I o to chodziło rekonstruktorom, by kolejne pokolenia uczyły się szacunku do polskich bohaterów II wojny światowej.