Po trzech z rzędu porażkach łańcucianie musieli się przełamać w starciu z niżej notowanym Żakiem Koszalin. W przeciwnym razie mogli na dobre wypaść z czołowej ósemki ligi i gra w play-off stanęłaby pod znakiem zapytania.
Zadanie wcale nie było łatwe bo walczący o utrzymanie rywale nie przyjechali do Łańcuta by łatwo oddać punkty. A w zespole gospodarzy nadal brakowało kontuzjowanego Mateusza Kaszowskiego.
Pierwsza kwarta należała do rywali - ich przewaga po 10. minutach gry wynosiła 4 punkty, ale w drugiej "ćwiartce" sokoły znacznie poprawiły humory kibicom.
Gospodarze rzucili rywalom aż 27 punktów przy własnych stratach wynoszących zaledwie - 12 i na długą przerwę miejscowi schodzili przy wyniku 41 do 30.
Po zmianie stron goście podjęli walkę o korzystny rezultat. Zmniejszyli straty do czterech punktów, ale na więcej Sokół im nie pozwolił.
Łańcucianie odparli ten atak, ale przed ostatnią odsłoną mieli siedem punktów zapasu - losy meczu wcale nie były więc rozstrzygnięte.
Sokoły znów uciekły na jedenastopunktową przewagę w tej części meczu, koszalinianie próbowali kontrować w ostatnich minutach, ale miejscowi nie pozwolili sobie wydrzeć zwycięstwa. Wygrali 84 do 79.
Sokół przełamał serię trzech porażek z rzędu i w tabeli utrzymał miejsce w czołowej ósemce.
W najbliższej rundzie Sokół zagra w Poznaniu z Basketem, który podobnie walczy o miejsce w rundzie play-off.